Swoją pierwszą majówkę od ponad dekady (z uwagi na wcześniejsze zobowiązania sportowe) zdecydowałam się spędzić w ukochanych Bieszczadach. Już próba rezerwacji noclegu na dwa tygodnie przed wyjazdem zwiastowała niesamowite tłumy. Co zatem robić, aby nawał turystów na majówkę w Bieszczadach nie przeszkodził nam w podziwianiu tych malowniczych i dzikich rejonów? Nam się w 80% udało. Zapraszam do poniższej relacji! 🙂

Szczęśliwie udało się w końcu zarezerwować domek w okolicy Czarnej, w którym zameldowaliśmy się koło południa 1-go maja. Urokliwa agroturystyka na bieszczadzkiej wsi – zapowiada się pięknie i ciekawie!

Prognozy pogody na majówkę zdecydowanie nie zachęcały: chłodno, deszczowo i mgliście z niewielkimi przejaśnieniami w ciągu dnia. I właśnie kilka słonecznych momentów było zapowiadanych na dzisiejsze popołudnie. Z ogromnymi nadziejami na udany początek majówki zdecydowaliśmy się na podziwianie zachodu słońca z Wielkiej Rawki.

 

MAJÓWKA W BIESZCZADACH

Wielka i Mała Rawka – zachód słońca

Ruszamy z Przełęczy Wyżnańskiej, na której z niemałym trudem znaleźliśmy wolne miejsce parkingowe. Już w drodze do schroniska pod Małą Rawką widoki są imponujące: podziwiamy wszystkie kolory zieleni zjawiskowych, bieszczadzkich dolin.

Po 20 minutach marszu mijamy schronisko i wchodzimy w rozkwitający, wiosenny, bukowy las. Podejście na Małą Rawkę znamy bardzo dobrze: jest dość krótkie, ale wymagające; szlak prowadzi praktycznie cały czas ostro pod górę, nie ma momentów spokojniejszej wędrówki. Po godzinie drogi meldujemy się na Małej Rawce. Ogromnym plusem jest to, że niepewna pogoda odstraszyła większość turystów i zarówno na szlaku oraz na szczycie spotykamy ich garstkę.

Po chwili odpoczynku kierujemy się dalej w stronę Wielkiej Rawki przedzierając się przez wiecznie mokre i błotniste, krótkie przejście laskiem. Pogoda się zdecydowanie pogarsza: pada deszcz, mocno wieje, spada na nas także kilka kulek gradu. No to z zachodu chyba nici…

Na szczycie Wielkiej Rawki chmury jednak szybko przechodzą, odsłaniając naszym oczom zapierające dech w piersiach widoki na ukraińskie i słowackie Bieszczady, które powoli są oświetlanie promieniami zbliżającego się do zachodu słońca. Magicznie!

Widoki z Wielkiej Rawki robią piorunujące wrażenie, a do tego zachodzące słońce przedzierające się przez deszczowe chmury. Ciężko wymarzyć sobie ciekawszy i piękniejszy scenariusz. Delektujemy się tymi zjawiskowymi krajobrazami. Karina usilnie próbuje nas przekonać, że widokowym numerem 1 w Bieszczadach, a zapewne i w całej Polsce, jest właśnie Wielka Rawka i muszę przyznać, że dziś muszę się z nią zgodzić. Jestem całkowicie zakochana! 😉 Choć Tarnica, Bukowe Berdo i Szeroki Wierch stąpają jej bardzo mocno po piętach. 🙂 

Udało się nam? 🙂 Październik 2017 vs. Maj 2019

Sam zachód słońca podziwiamy z Małej Rawki, z której widoki są także niesamowite. Cudowny spektakl! Majówkowy weekend rozpoczyna się wybornie!

Do samochodu wracamy ok. 45 minut.

 

Ustrzyki Górne – Szeroki Wierch – Tarnica – Bukowe Berdo – Widełki

Dzisiejszy dzień zapowiada się bardziej wymagająco bowiem zaplanowana trasa to prawie 25 km wędrówki. Rozpoczynamy ją podjeżdżając do Widełek, gdzie zostawiamy auto i łapiemy stopa do Ustrzyk Górnych.

Kiedy wszyscy już docierają na miejsce spotkania w Ustrzykach, ruszamy stąd szlakiem czerwonym na Szeroki Wierch. Początkowo idziemy drogą asfaltową, mijamy ostatni parking i wchodzimy do pięknego lasu. Bieszczadzkie lasy w maju imponują zielenią oraz różnymi kolorami budzących się do życia po zimie roślin.

 

Po 1,5 godziny przyjemnej wędrówki wychodzimy poza granicę lasu, a naszym oczom ukazuje się piękna panorama. Trasa odsłoniętym grzbietem Szerokiego Wierchu jest niezwykle widokowa i należy do jednej z moich ulubionych w Bieszczadach.

Na samą Tarnicę wchodzimy w leniwie poruszającej się kolejce. Dla mnie jest to coś absolutnie nowego, zapewne dlatego, że już wiele lat nie wyjeżdżałam na majówkę w polskie góry, a wychodzi na to, że Bieszczady są szczególnie oblegane w tym okresie przez Polaków. W sumie nie ma się czemu dziwić, jesteśmy jednymi z nich. 🙂 Obiecaliśmy sobie kolejne dni planować bardziej rozważnie biorąc pod uwagę nowe dla nas okoliczności.

Niemniej, widoki z Tarnicy zawsze robią na mnie ogromne wrażenie. Pamiątkowe zdjęcie do książeczki Korony Gór Polski i sprytnie wymijając turystów, szybko schodzimy z najwyższego szczytu polskich Bieszczadów. Dziesiąty szczyt w ramach projektu „Korona Gór Polski – 28 szczytów w 365 dni” zdobyty!

Pieczątkę można przybić w różnych punktach informacyjnych i kasowych w Bieszczadach, m. in.  w Wołosatem, Ustrzykach Górnych, na Przełęczy Wyżnańskiej, czy też w schroniskach: Chatka Puchatka, Kremenaros.

Teraz czeka nas zejście do wiaty nad Przełęczą Goprowców, gdzie robimy dłuższą przerwę chroniąc się przed przelotnym deszczem. Na Przełęczy Goprowskiej łapiemy szlak niebieski. Kolejnym etapem dzisiejszej trasy jest wejście po 900 schodach na Bukowe Berdo, a następnie wędrówka jego grzbietem. Tutaj już turystów jest zdecydowanie mniej, idziemy więc swobodnie podziwiając fenomenalne widoki, tym razem na stronę polskich Bieszczadów. Dostrzegamy Połoninę Caryńską, Wetlińską, Rawki, Dwernik/Kamień, a w dole także niewielką miejscowość Muczne, w której w zeszłym roku miałyśmy przyjemność gościć. Niespieszna wędrówka Bukowym Berdem to najwspanialszy tego dnia moment: cicho, spokojnie, malowniczo, bez tłumów i w cudownej, wiosennej aurze.

Marcinowi się baaaardzo w Bieszczadach podoba. 🙂

Dziewczynom także! 🙂

Mijamy rozwidlenie, na którym można odbić w prawo na szlak żółty prowadzący do miejscowości Muczne (tak też czynią i tak nieliczni tu turyści), a my kierujemy się wciąż prosto, zgodnie z niebieskim szlakiem w stronę Widełek. Co ciekawe, od tego miejsca aż do parkingu, czyli przez ok. 1,5 godz. trasy, nie spotykamy nikogo. Jak widać więc, majówka w Bieszczadach nie musi być równoznaczna z tłumami i kolejkami na szlaku.

I dobrze nam znane oznakowanie. 🙂

Zaproponowana (prawie :)) pętla to świetna propozycja dla osób szukających w górach wspaniałych widoków. Oprócz początkowego i końcowego przejścia przez las prowadzi cały czas odsłoniętymi, wylesionymi grzbietami, a panoramy z Szerokiego Wierchu, Tarnicy czy Bukowego Berda z pewnością zadowolą każdego miłośnika rozległych, bieszczadzkich krajobrazów.

Szczerze polecam, choć trzeba pamiętać, że jest to trasa dość długa.

Trasa: szlak czerwony i niebieski; ok. 23 km

Czas: ok. 7 godzin

Poziom: średni

 

Połonina Caryńska z Przełęczy Wyżnańskiej

Nieco zmęczeni wczorajszymi tłumami w okolicy Tarnicy oraz zmotywowani chęcią zdobycia kolejnego, bardzo popularnego miejsca, jakim jest Połonina Caryńska dziś wstajemy bardzo wcześnie i ruszamy na szlak, by zdążyć przed innymi. Startujemy z Przełęczy Wyżnańskiej, z której dochodzimy dość mocnym podejściem szlakiem zielonym w 45 minut na Połoninę Caryńską. Jest spokojnie, cicho, słonecznie, a i turystów jeszcze nie ma. Leżymy dłuższą chwilę w zaroślach podziwiając rozległą, zazieleniającą się panoramę Bieszczadów oraz wspominając naszą ostatnią, niesamowitą wizytę właśnie na Caryńskiej (Wschód słońca na Połoninie Caryńskiej).

Połoninę przechodzimy odbijając w lewo szlakiem czerwonym, kierując się w stronę Brzegów Górnych. Tacy jesteśmy szczęśliwi. 🙂

Z Brzegów Górnych wracamy na Przełęcz Wyżnańską wzdłuż asfaltowej drogi ok. 3 km, robiąc tym samym pętlę. Oczywiście, można spróbować złapać stąd stopa.

Cudowne przedpołudnie! 🙂

 

Bieszczady ukraińskie i Kolej Zakarpacka na trasie Sianki – Wołosianka

Otwarte na majówkę piesze i rowerowe przejście graniczne w Wołosatem stwarza nowe możliwości eksplorowania dzikich obszarów Bieszczadów, także tych ukraińskich. Nie mogliśmy nie skorzystać z tak wyjątkowej szansy i w nieco deszczową sobotę 4-go maja ruszyliśmy na Ukrainę! Auto zostawiamy na parkingu w Wołosatem, skąd udajemy się szeroką drogą w kierunku Tarnicy. Mijamy odbicie na najwyższy szczyt Bieszczadów podążając cały czas prosto aż do mostku, gdzie szlak czerwony na Przełęcz Bukowską odbija lekko w lewo. Szczerze mówiąc spodziewałam się dziś tłumu Polaków podążających razem z nami, a spotkaliśmy jedynie kilku Ukraińców, którzy już granicę przekroczyli. Przy mostku kierujemy się w prawo mijając funkcjonariuszy Straży Granicznej oraz Policji. Po kilku minutach dochodzimy do polowego przejścia granicznego Wołosate – Łubnia, które bez żadnych problemów, okazując paszporty, przekraczamy.

A na Ukrainie? Impreza! Disco – polo puszczone na maksa, ognisko, kiełbaski, piwko – zaczyna się ciekawie! Mijamy kilka oldskulowych taksówek, kierując się do najbliższej miejscowości. Po kilkunastu minutach wychodzimy z gęstego lasu, a naszym oczom ukazują się niesamowite, rozległe i tak intensywnie zielone krajobrazy. Coś pięknego!

Zachwyceni pierwszymi widokami na ukraińskiej ziemi dochodzimy do wiejskich zabudowań Łubni. W jedynym sklepie, zdającym się być centrum życia wioski, łapiemy jedną z klasycznych taksówek. Nie mając konkretnych planów na zwiedzanie tego obszaru zdecydowaliśmy, że na pewno chcemy przejechać się zachwalaną Koleją Zakarpacką. Po kilku minutach pertraktacji ustaliliśmy, że kierowca dowiezie nas do Wołosianki, gdzie kolej ma przystanek (taxi – 25 zł w jedną stronę). Umówiliśmy się także, że nasz nowy przyjaciel Wasyl odbierze nas z powrotem. Wasyl także rozmienił nam złotówki na chrywny, abyśmy mieli za co kupić bilet i pamiątki. 🙂 Bilet na trasie Wołosianka – Sianki kosztuje 10 chrywien (niecałe 2 zł). My kupiliśmy u konduktora od razu bilet w dwie strony płacąc 20 chrywien od osoby.

Kolej Zakarpacka na odcinku Sianki – Wołosianka słynie z 27 wiaduktów i 6 tuneli na trasie zaledwie 18 km. 40 minut podróży (w jedną stronę) dostarcza niesamowitych widoków, a wszechobecna zieleń wprawia w zachwyt!

Drogę powrotną „umilali” nam śpiewający i grający cyganie, których dzieci również nie mogły się napatrzeć na wspaniałe widoki rozpościerające się z okien pociągu. 🙂

Przygraniczne Źródła Sanu przed Siankami.

Spacer po klimatycznej Wołosiance. Proszę nie myśleć, że to jakieś przedmieścia; poniższe zdjęcie prezentuje centrum miejscowości Wołosianka. 🙂

 

I już jesteśmy z powrotem w Polsce.

Podobni? To mój najbliższy kuzyn Marcin, który w Bieszczadach jest pierwszy raz.

Ukraińskie Bieszczady i Kolej Zakarpacka na trasie Wołosianka – Sianki robią niesamowite wrażenie.
Trzeba tu wrócić, ale zdecydowanie na dłużej! Pikuj czeka. 🙂

 

Otryt i Chata Socjologów

Dziś czas już wracać do domu, dlatego wybieramy dość krótkie podejście z Dwernika do Chaty Socjologów, o której wcześniej słyszałyśmy i byłyśmy zaciekawione co to za miejsce. 100% opadów w prognozie pogody nie mogło dawać złudzeń na jakiekolwiek przejaśnienia więc uzbrojeni w przeciwdeszczowe ubrania ruszamy z Chmiela na Otryt.

Trasa niebieskim szlakiem prowadzi w większości pięknym, bieszczadzkim lasem, który z uwagi na warunki i całkowite pustki wydaje się dziś nieco mroczny. Dla mnie okolice Dwernika mają w sobie coś magicznego, tajemniczego i wyjątkowo dzikiego, na co prawdopodobnie wpływ ma nasze czerwcowe spotkanie niedźwiedzia właśnie w tych okolicach (link).

Do Chaty docieramy po godzinie spokojnej wędrówki przez deszczowy i mglisty las. W Chacie spotyka nas niemałe zaskoczenie; jesteśmy proszeni o ściągniecie butów w przedsionku i „poczęstowanie się” jednymi z wystawionych klapek. Co więcej, w środku jest ogólnodostępna kuchnia, w której każdy może przygotować sobie posiłek czy zrobić herbatę. My odpoczywamy chwilę w największym pokoju, będącym zapewne salonem. Jest tu kominek, kilka stołów z ławami, dwie huśtawki i masa książek. Nie przypomina to zupełnie klasycznego, górskiego schroniska i bardzo dobrze! Klimat jest tu absolutnie niepowtarzalny!

Do parkingu w Chmielu wracamy tą samą trasą kończąc tym samym nasz majówkowy pobyt w Bieszczadach.

To był cudowny długi weekend majowy w Bieszczadach! Pełen niesamowitych widoków, dłuższych i krótszych wędrówek po trasach znanych i nieznanych, a przytłaczająca rozmaitością swoich odcieni majowa zieleń skradła moje serce. Bieszczady, do rychłego zobaczenia!