Planujesz pobyt lub przystanek w Bangkoku i masz na to miasto ok 2-3 dni? Ja tak właśnie miałam – moim zdaniem tyle zupełnie wystarczy, aby poznać miasto i nie zdążyć się nim zmęczyć 🙂
Dzień 1. BANGKOK
23 listopada o 9 rano wylądowałyśmy na międzynarodowym lotnisku Bangkok Suvarnabhumi.
Warto wiedzieć, że w Bangkoku są dwa lotniska: większe, międzynarodowe –Suvarnabhumi i mniejsze, obsługujące głównie połączenia krajowe „Air Asia” – Don Muang. Oba lotniska położone są o ok 25 km kolejno na wschód i na północ od centrum miasta.
Korzystając z dogodnego połączenia specjalnym pociągiem udałyśmy się do centrum miasta. Po długiej i męczącej nocy w podróży uderzyła nas niesamowita duchota i natłok ludzi. Marzyłyśmy o naszym hostelu. Wszystkie noclegi rezerwowałyśmy wcześniej na booking.com i agoda.com. Głównym wyznacznikiem była zawsze lokalizacja oraz podstawowe zaplecze sanitarne w postaci prywatnej łazienki, a to wszystko w jak najniższej cenie.
Z centrum, dzięki pomocy bardzo miłego Taja, który chyba takowej pomocy miał udzielać przechadzając się po dworcu, znalazłyśmy taksówkę, która podwiozła nas pod sam hostel.
Wybór padł na dobrze oceniany Au Bon Hostel blisko słynnej ulicy Khao San – 40zł/os. Czysto, ładnie, naprzeciwko hostelu market, w którym uwaga! Po określonej godzinie kupisz w sklepie wszystko prócz alkoholu…
Niestety pokoje nie były jeszcze gotowe więc zostawiłyśmy plecaki i bardzo głodne i niewyspane ruszyłyśmy w kierunku Khao San.
Khao San Road, nie bez powodu, uważana jest za najbardziej imprezową i szaloną ulicę Bangkoku. Co prawda, pierwsze wrażenie, gdy spacerowałyśmy nią o 11 rano nie było oszałamiające: pusto, cicho, spokojnie, kilka czynnych sklepików, straganów i budek z jedzeniem, jednak dałyśmy mu szansę na rehabilitację pojawiając się również wieczorem i faktycznie miejsce zaczynało żyć! Na Khao San spróbujesz słynnego Pad Thaia- obowiązkowy punkt gastronomiczny do zaliczenia będąc w Tajlandii, pysznych lodów kokosowych, przyrządzonych insektów, skorpionów i innych odrażających robaków oraz, co szczerze polecam, Buckets, czyli rozmaitych drinków w wiaderku. Tak, w takim wiaderku jak z piaskownicy. Zrobisz tutaj także zakupy, można się odważnie targować, a późniejszym wieczorem nie sposób przejść obojętnie obok pubów, barów i klubów, z których ludzie dosłownie wypływają i tańczą na całej szerokości ulicy. Khao San Road to zdecydowanie miejsce warte zobaczenia, jednak polecam pojawić się tu po zmroku.
Wróćmy do atrakcji dnia pierwszego, bo przecież między wizytami na Khao San jednak warto lepiej poznać to jakże ciekawe miasto. Tak więc po zostawieniu bagaży w hostelu i krótkiej toalecie udałyśmy się na zwiedzanie okolicy pieszo oraz polecanym przez wielu promem. Spacer obok słynnego The Grand Palace oraz Wat Po z pomnikiem leżącego Buddy i pytanie do której świątyni wchodzimy (płatne wejścia do obu)? Zdecydowałyśmy dokładnie przyjrzeć się właśnie leżącemu Buddzie, którego rozmiary wywarły na nas ogromne wrażenie. Po zwiedzeniu Wat Po udajemy się kilka kroków w kierunku rzeki i już jesteśmy na przystani Tha Tien, z której promem przemieszczamy się do leżącej naprzeciwko Wat Arun. Szybkie zwiedzanie tej jakże urokliwej świątyni przy brzegu rzeki i kolejna promowa przejażdżka, tym razem nieco dłuższa, bo aż do Chinatown (przystań The Ratchawang).
Rzeka odgrywa w mieście istotną rolę komunikacyjną, a przejażdżka promem jest sama w sobie atrakcją.
Spacer po Chinatown, w którym standardowo roiło się od kolorów, smaków i zapachów, a potem szukamy świątyni Wat Chakrawat, zwanej także The Crocodile Temple, w której, jak można się domyślić, faktycznie możemy pooglądać te niebezpieczne gady w centrum miasta. W pobliżu znajduje się Sampeng Market – to ogromny targ, na którym można dostać absolutnie wszystko i uwaga! niezwykle łatwo jest się tam zgubić, a niezwykle trudno znaleźć interesujące nas wyjście… Ciekawe miejsce do zobaczenia, choć jeśli nie przepadasz za tłumami, wąskimi alejkami i ściskiem to spokojnie można je pominąć. W drodze powrotnej do hostelu chwila oddechu w zielonym parku Rommaninart Park – polecamy 🙂 Krótka drzemka w pokoju i ruszamy na Khao San, tym razem w wersji wieczornej!
Dzień 2: Złota Góra obowiązkowym punktem Bangkoku
Po lekkiej nocnej zabawie na Khao San pobudka była nieco później, ale czas goni więc po wymeldowaniu się i pozostawieniu bagażów w przechowalni hostelu (szczęśliwie nigdzie nie robią z tym problemu) udałyśmy się na dalsze eksplorowanie starej części miasta. 20 minutowy spacerek wzdłuż zatłoczonej Ratchadomnoem Klang, po drodze zbawienna mrożona kawa (40 BHT!:D) na wynos w budce-kawiarence przeznaczonej raczej dla tubylców (dzień wcześniej na Khao San za podobną płaciłyśmy 130 BHT, co wtedy wydało nam się w miarę przyzwoitą ceną, drugiego dnia już byłyśmy świadome) i trafiamy do skrzyżowanie, gdzie naszym oczom ukazuje się świątynia Wat Ratchanatdaram, która imponuje kształtami, kolorami, dbałością o każdy szczegół i przyjemnym ogródkiem.
Jednak naszym głównym celem jest znajdująca się tuż za nią świątynia Wat Sakat, zwana Złotą Górą (Golden Mount). Schody w cieniu bujnych drzew, figurki różowych flamingów, małpek, liany nad głowami, mgiełki zimnej wody – na chwilę przenosimy się do zacienionej, rześkiej dżungli, z dala od 35-stopniowego upału, duchoty i słońca. Po kilkuminutowej, niezwykle przyjemnej, „wspinaczce” docieramy na szczyt, czyli do właściwej świątyni, z której rozpościera się fenomenalna panorama całego miasta obejmująca zarówno nowoczesne wieżowce oraz zabytkowe kopuły świątyń. ZJAWISKOWA – chyba ten przymiotnik pasuje do tego miejsca najbardziej, byłyśmy zachwycone i zdecydowanie Złota Góra stała się naszym nr 1 Bangkoku – obowiązkowy punkt na mapie stolicy Tajlandii.
W drodze powrotnej zdecydowałyśmy się na porządny obiad w restauracji, na który zgodziłyśmy się wydać więcej niż 75 BHT jak za Pad Thaia i za mniej więcej 200 BHT zjadłyśmy pyszne jedzonko, m. in. dużą porcję Green Curry podanego w kokosie. Chwila „wałęsania się” po centrum i ustalamy prosty plan na wieczór – transport z hostelu do kolejnego hostelu, tym razem na północ miasta, a to dlatego, że następnego dnia raniutko ruszamy do RAJU! Złapana na ulicy taksówka z okolic Khao San Road do hostelu Thip Mansion, oddalonego o 15 min spacerkiem od lotniska Don Muang, kosztowała ok 340 BHT, czas ok 1,5 h – koreczki. Hostel czysty i przytulny, ale najważniejsze, że bardzo blisko lotniska.
Dzień 3. (7 naszej wycieczki :)) Nowoczesny Bangkok
Był to jedyny dzień bez większego planu, wiedziałyśmy jedynie, że chcemy zobaczyć inne oblicze Bangkoku, to nowoczesne. Z całym naszym dobytkiem na plecach i japonkach na nóżkach rozpoczęłyśmy od podróży miejskim autobusem z lotniska Don Muang do Chatuchak Park. Park wielki, bardzo zadbany, niezatłoczony, naprawdę przyjemny. Nie można tego powiedzieć o kolejnym punkcie wycieczki, czyli ogromnym targu znajdującym się tuż za – Chatuchak Weekend Market. Widziałyśmy tam naprawdę bardzo dziwne rzeczy i stworzenia. Prawdę mówiąc nie była to zbyt przyjemna wędrówka pośród straganów z małymi klatkami, w których były poupychane psy, koty, ogromne żółwie, wiewiórki na smyczy, o robakach nie wspominając. Opuszczałyśmy to miejsce z lekkim smutkiem, zadumą, ale w zasadzie także z ulgą. Krótki relaks w pobliskim, ślicznym parku i metrem udałyśmy się do centrum. Z mapą w ręku znalazłyśmy słynną dzielnicę czerwonych latarni Patpong, która znana jest z nocnego rozrywkowego życia i centrum prostytucji. Ok godziny 17 dopiero życie się tam lekko rozpoczynało więc dużo o tym miejscu powiedzieć nie możemy, ale miejscówka zaliczona. W okolicy, w budce dla tubylców, zjadłyśmy najostrzejsze danie wyjazdu, czyli czerwoną zupę, która miała być bardzo nie spicy, no ale wyszło jak wyszło. Zrelaksowałyśmy się z w dużym parku Lumpini, który podobno z założenia miał przypominać Central Park w Nowym Jorku i wydaje się, że całkiem się to udało. Zieleń w biznesowym centrum wieżowców.
Zwiedzając nowoczesne centrum Bangkoku po raz kolejny przekonałyśmy się, że światła na skrzyżowaniach absolutnie nie obowiązują, a już szczególnie przechodniów. Każdy jeździ jak chce, ale podobno wypadków wielu tam nie ma.
Bangkok – Wrażenia i praktyczne wskazówki:
- MAPA – świetnym zakupem okazała się mapa Bangkoku, bez której nie wyobrażam sobie poruszania się po tym mieście.
- Decydując się na zwiedzanie starej części Bangkoku dobrze zatrzymać się właśnie w okolicy Khao San Road, z której jest blisko w zasadzie wszędzie
- Podróżowanie po ścisłym centrum: NA PIESZO – to była właściwa droga do głębszego poznania kultury i zwyczajów Tajów, choć ciekawą, bezkorkową i niezwykle tanią opcją są też promy i słynne pojazdy tuc tuc.
- Godne polecenia jest także podróżowanie taksówką z uwagi na wyjątkowo niskie ceny, choć trzeba pamiętać, że nie bez powodu Bangkok jest najbardziej zakorkowanym miastem świata. Natomiast szybką opcją transportu jest nowoczesne Bangkok Metro Network, które obejmuje metro oraz kolej naziemną – jedyny słuszny środek lokomocji łączący lotnisko międzynarodowe z centrum miasta.
- 2-3 dni w Bangkoku to chyba idealny okres czasu, aby poznać miasto, zwiedzić największe atrakcje, ale nie zmęczyć się tym ogromnym miastem za bardzo.
Odkryj mapę i zwiedzaj Bangkok! 🙂