WEEKEND NA PODHALU

Masz 3 dni wolnego i zastanawiasz się gdzie pojechać w góry? Moja propozycja to urokliwe Gorce, majestatyczne Tatry i malownicze Pieniny – wspaniałe 3 dni pełne emocji i bajecznych widoków! Polecam i zapraszam do relacji!

Dzień 1. Gorce – Turbacz z Koninek

Na „rozgrzewkę” jedziemy w Gorce! Wybór padł na najwyższy szczyt Gorców, czyli Turbacz. Wyjazd z Wrocławia wczesnym rankiem i na miejscu jesteśmy przed 12. Wyprawę na Turbacz rozpoczynamy w pięknych Koninkach przy stacji narciarskiej, w których droga asfaltowa się kończy, a naszym oczom ukazują się imponujące, gęsto zalesione wzniesienia. Zapowiada się piękny dzień! Auto zostawiamy na parkingu i ruszamy do góry niebieskim szlakiem. Początkowo dość stroma trasa przez gęsty las, po około 1 h wędrówki wychodzimy na polankę, z której już możemy cieszyć się pierwszymi górskimi widokami. Po kolejnej 0,5 h dochodzimy na Czoło Turbacza i zaraz na rozległą Halę Turbacz, z której roztacza się wspaniała panorama oraz gdzieś w oddali dostrzegamy już schronisko. Gorce słyną właśnie z urokliwych polanek i hali, z których rozciągają się fenomenalne panoramy na okoliczne pasma górskie, w tym Tatry, Beskid Wyspowy czy Pieniny.

Po drodze przystajemy na chwilę przy Szałasowym Ołtarzyku, który powstał w hołdzie Janowi Pawłowi II i docieramy do schroniska. Trasa z Koninek do schroniska na Turbaczu zajęła ok 2 h dobrym tempem, ale z dłuższym przystankiem na Hali Turbacz.

To, co zobaczyłyśmy przed schroniskiem wprawiło nas w osłupienie – zjawiskowa panorama Tatr dokładnie na wprost nas! Można odpoczywać delektując się tym widokiem cały dzień. Pyszna zupka, łyk herbaty i zbieramy się z powrotem.

Muszę tutaj wspomnieć o małej, uroczej Jackie, która stała się naszą bohaterką tego dnia. Otóż w okolicy Czoła Turbacza zobaczyłyśmy małego pieska, który wyglądał jak baranek. Szedł żwawo przed nami, myślałyśmy, że po prostu goni właścicielkę, która szła szybciej. Jednak okazało się, że nie. Jackie wzbudziła nasze zainteresowanie, a odwdzięczyła się „prowadząc” nas aż do schroniska, cierpliwie robiąc z nami przerwę przy Ołtarzyku. Wtedy byłyśmy przekonane, że to musi być piesek pobliskiego schroniska, który właśnie turystów do niego prowadzi 🙂  Ponownie jednak byłyśmy w błędzie i robiąc rozeznanie na Turbaczu okazało się, że suczka nie należy ani do żadnego turysty, ani do schroniska. Po prostu była sama na szczycie Turbacza. Nie mogłybyśmy sobie wybaczyć gdybyśmy naszą kompankę zostawiły tam samą – postanowiłyśmy więc działać! Szczęśliwie, kochana Jackie na obroży miała numer telefonu i breloczek z imieniem. Właścicielka słysząc gdzie jest Jackie krzyknęła „A to pierunica, znowu uciekła i już 3 raz na Turbacz wlazła!” No cóż, Jackie po prostu kocha góry! Warto wspomnieć, że to już schorowana, częściowo ślepa, starsza suczka (14 lat!), która dała radę pokonać tyle kilometrów wzniesień. W drodze powrotnej Jackie była niezwykle dzielna, widać było, że jest skrajnie wyczerpana, choroba też dawała się we znaki, ale była twarda i grzecznie kroczyła u naszego boku. Szczęśliwie, udało się nam sprowadzić Jackie na parking, na którym czekała na nas bardzo wdzięczna właścicielka.

 

Trasa powrotna przebiegała najpierw szlakiem czerwonym przez szczyt Turbacza, po ok 1h odbiłyśmy na szlak zielony i dotarłyśmy aż do szczytu wyciągu kolei Tobołow. Do parkingu w Koninkach zeszłyśmy trasą narciarską pod wyciągiem, aby jak najszybciej być na dole z uwagi na Jackie, jednak takie zejście wymagało dużego skupienia, a i tak nie obyło się bez poślizgnięć :).

Koninki – Hala Turbacz- Turbacz – Obidowiec – Tobołow – Koninki

Czas: 5 h

Trasa: 17 km

Poziom: łatwy, choć początkowe podejście dość mocne.

Łączna pętla bardzo urozmaicona krajobrazowo: gęste lasy, urokliwe polany i rozległe hale oraz zjawiskowa panorama Tatr ze szczytu. Nie bez powodu to właśnie wejście na Turbacz od strony Koninek jest często polecane i określane jako najbardziej widokowe.

NOCLEG NA PODHALU: Gospodarstwo Agroturystyczne na Hubie nad Jeziorem Czorsztyńskim – Z J A W I S K O W O!

Fenomenalny widok z pokoju, prosto z łóżka widzimy panoramę Tatr – naprawdę miejsce godne polecenia. Oprócz tego pomocny właściciel, będący przewodnikiem beskidzkim. Na miejscu naturalna, wykonana przez właściciela, sauna oraz zewnętrzne jacuzzi oczywiście z widokiem na Tatry. Idealny wybór na nocleg na Podhalu, a do tego dobre miejsce wypadowe w Tatry, Gorce i Pieniny. Wschód słońca cudowny i na miejscu!  Pięknie, malowniczo, zachwycająco!

 

Dzień 2. Tatry – Trzydniowiański Wierch z Doliny Chochołowskiej (parking przy Siwej Polanie)

Po długich rozważaniach zdecydowałyśmy się w końcu zaatakować słynne Tatry. Nasz Właściciel – Przewodnik raczej je odradzał: a bo już śnieg gdzieniegdzie, a bo w weekend tłumy na popularnych szczytach, jednak po konsultacjach ustaliłyśmy, że ruszamy w kierunku mniej znanego Trzydniowiańskiego Wierchu z Doliny Chochołowskiej.

Tatry… hmm Tatry przez długi czas skutecznie „odstraszały” nas ogromem lekkomyślnych turystów, kiczem, Krupówkami, bryczkami na Morskie Oko, kolejkami na Gubałówkę i można by tak w kółko wymieniać…

I niestety pierwsze wrażenia na parkingu przy Siwej Polanie potwierdziły nasze wyobrażenia: tłumy ludzi, bryczki, stragany, oscypki na każdym kroku. No ale nic, ruszyłyśmy żwawo asfaltową drogą w kierunku naszego celu. 30 min asfaltem, 30 min drogą szutrową i w końcu po godzinie dość nużącej drogi po prostej, pośród tłumów turystów, którzy na szczęście zmierzali w zdecydowanej większości do Doliny Chochołowskiej, dotarłyśmy do naszego rozwidlenia przed Polaną Trzydniówką. Tu odbiłyśmy w lewo czerwonym szlakiem, czas na tabliczce -2 h i ok 800 m przewyższenia – brak ludzi przed nami i po nas – to nam się podoba!

Pierwsza godzina wspinaczki bardzo wymagająca i stroma, trasa praktycznie non stop pod górę. Jednak widoki, które ujrzałyśmy przy pierwszym prześwicie za lasem wynagrodziły mocne podejście. Z każdym naszym krokiem wyłaniały się kolejne, masywne szczyty lekko przyprószone pierwszym śniegiem.

Po 1,5 h drogi dotarłyśmy na Trzydniowiański Wierch, z którego rozpościerała się fantastyczna panorama Tatr, która zachęcała do dalszej wspinaczki na pobliski Kończysty Wierch jednak tym razem rozsądek oraz bardzo silny wiatr wzięły górę. Kanapka z herbatką i usatysfakcjonowane nowym, zdobytym szczytem i własnymi rekordami wysokości zeszłyśmy do Polany Chochołowskiej robiąc pętlę czerwonym szlakiem.

 

Zejście początkowo strome, potem łagodniejsze – trasa aż do Polany Chochołowskiej przypadła nam do gustu: zróżnicowana i widokowa. Zejście zajęło ok 1,5 h.  Teraz czekał nas jeszcze 7 km spacer do parkingu przy Siwej Polanie.

Myślę, że jak na premierowy świadomy wypad w Tatry, Trzydniowiański Wierch z Siwej Polany to idealny wybór: strome podejście pozwoliło poznać uroki wędrówek po najwyższych górach w Polsce, a widoki ze szczytu tylko zaostrzyły nasze apetyty na tatrzańskie dwutysięczniki. W przyszłym roku na pewno będą na naszym celowniku!

Siwa Polana – Polana Trzydniówka – Trzydniowiański Wierch – Polana Chochołowska – Siwa Polana

Czas: 6 h

Trasa: 22 km

Poziom: średni, dla niektórych pewnie wysoki z uwagi na bardzo strome i wymagające podejście pod Trzydniowiański Wierch. Co ważne: pierwsza i ostatnia godzina to długi, nużący spacer pośród tłumu ludzi, rowerzystów i po całkowicie prostej, częściowo asfaltowej nawierzchni.

A wieczorem przemiły właściciel słysząc, że jednak wędrowałyśmy dziś po Tatrach „odpalił” specjalnie dla nas swoją saunę. Nasze nogi były baaardzo wdzięczne! Idealne zwieńczenie tego wyjątkowego dnia!

Dzień 3. Pieniny – Wysoka z Jaworek

Na ostatni dzień naszego ekspresowego zwiedzania Podhala wybrałyśmy Pieniny, w których ja jeszcze nigdy nie byłam, a wiele dobrego słyszałam i zdjęć widziałam. Już sama droga dojazdowa z Huby do Jaworek wprawiła nas w zachwyt. Początkowo widok na Jezioro Czorsztyńskie, zza którego wyłaniała się imponująca panorama Tatr, dalej droga wiła się pośród malowniczego Krościenka nad Dunajcem i Szczawnicy, wokół której rozpościerały się gęsto zalesione wzniesienia otulone zachwycającymi jesiennymi barwami. Pogoda wspaniała więc kolejny dzień zapowiadał się bajkowo!

Auto zostawiamy na parkingu przy Wąwozie Homole w Jaworkach. Słoneczne, niedzielne przedpołudnie było równoznaczne z tłumem ludzi i wycieczkami więc przez cały Wąwóz szłyśmy w dużym ścisku, często stojąc w kolejce przed schodkami… W takich warunkach podziwianie samego Wąwozu było niestety niemożliwie. Na szczęście na rozwidleniu przy Jemeriskowej Skale tłum poszedł w innym kierunku, a my odbiłyśmy w prawo zielonym szlakiem już na Wysoką. Po przyjemnej drodze przez las weszłyśmy na piękną Polanę pod Wysoką mijając po drodze już pustą bazę namiotową „Jaworki”, w której przy kolejnej wizycie w Pieninach obiecałyśmy sobie nocować. Polana pośród niewysokich, ale malowniczych gór w przepięknych kolorach jesieni zachęcała, aby zrelaksować się na niej chwilę dłużej i położyć się na trawce delektując się zachwycającymi, sielskimi widokami. Wspaniałe miejsce!

Po chwili odpoczynku ruszyłyśmy żwawo w górę, zaciekawione jakie widoki czekają na nas na najwyższym, pienińskim szczycie. Krótkie podejście pod samą Wysoką było zdecydowanie najbardziej wymagające, choć przyjemne i dostępne dla wszystkich. Po 20 minutach od Polany dotarłyśmy na szczyt – rozległa panorama okolicznych gór i dolin od strony południowo – wschodniej, w tym Tatr, które akurat tego dnia przykryła lekka, jesienna mgiełka pozwalając nam ujrzeć wyłącznie ich zarys. Mimo wszystko – świetne widoki!

  

Chcąc zrobić pętlę do parkingu przy Jaworkach schodziłyśmy szlakiem niebieskim przez Borsuczyny i Durbaszkę odbijając za wyciągiem narciarskim w prawo do Schroniska pod Durbaszką. Schronisko bajecznie położone, a kawa (z ekspresu!) z takim widokiem smakowała wyjątkowo. Minusem tego, wydawałoby się dość licznie odwiedzanego, ładnego miejsca, jest bardzo krótka karta menu: kilka zup, dwa rodzaje pierogów i koniec. Dla niektórych istotna informacja: brak alkoholu. Być może w sezonie letnim czy narciarskim wygląda to inaczej? Nie wiem.

Po chwili relaksu zeszłyśmy do Jaworek szutrową drogą, mijając po drodze kilka aut oraz niespodziankę w postaci wypasu owiec i bardzo wesołego bacy 🙂 Ze schroniska do parkingu szłyśmy ok 25 minut.

Jaworki – Wysoka – Schronisko pod Durbaszką– Jaworki

Czas: 3,5 h

Trasa: 11 km

Poziom: łatwy.

Trasa z Jaworek na Wysoką naprawdę bardzo przyjemna i różnorodna, obfitująca w malownicze widoki i kilka krótkich podejść, które dla naszych podmęczonych nóg były tego dnia wystarczające. Wąwóz, polany, łąki, lasy, panoramy okolicznych pasm górskich, owce – lekko, pięknie i malowniczo – tak opisałabym swoje wrażenia z pierwszej wędrówki po Pieninach. Pieniny przypominały mi chwilami ukochane Bieszczady – niewysokie, ale bardzo urokliwe i malownicze. Na pewno tu wrócę!

To był fantastyczny przedłużony weekend na Podhalu!

Odkryj mapę i ruszaj na Podhale!