25/28 Rysy, Tatry
Tatry, ah te Tatry… Najwyższe, najbardziej majestatyczne, najtrudniejsze, jest wiele „naj”, którymi możemy opisać nasze polskie Tatry. Do tych gór mamy ogromny respekt i jakoś podczas wyboru destynacji kolejnych weekendów, czy dłuższych wypraw zawsze sprytnie je omijałyśmy. Dlaczego? Hmm… Prawdopodobnie głównym powodem był niepokój, który jeszcze się wzmagał czytając cotygodniowe raporty TOPR-u opisujące interwencje ratowników. Wybierając się w góry raczej szukamy spokoju, ciszy, wspaniałych widoków i otaczającej nas natury, a wędrówki po Tatrach wydawały się nam bardzo intensywnym wysiłkiem oraz aktywnością, która może narażać nasze zdrowie i życie, a przy takich wrażeniach ciężko o poszukiwany spokój. Drugim istotnym czynnikiem są niesamowite tłumy turystów, które oblegają tatrzańskie szlaki, a już szczególnie skutecznie odpychają nas „turyści” kochający „krupówkowe szaleństwo”, wjeżdżający na Morskie Oko bryczką, czy stojący kilka godzin w kolejce do kolejki na Kasprowy Wierch, czy na Giewont. Z uwagi na nasz tegoroczny cel, czyli zdobycie wszystkich szczytów Korony Gór Polski, nie miałyśmy już wyjścia i z mocnymi obawami, ale także z olbrzymią ciekawością ruszamy w Tatry!
Wybieramy termin w środku września licząc, że tłumy już nieco zelżeją, a pogoda jeszcze nam dopisze.
W piątkowy wieczór spotykamy się w obiekcie położonym w Brzegach koło Bukowiny Tatrzańskiej, skąd do parkingu w Palenicy Białczańskiej (skąd ruszają szlaki na Rysy, czy do Doliny Pięciu Stawów) mamy nieco ponad 10 minut drogi samochodem. Do Zakopanego nas jakoś nie ciągnie. 🙂
NA SKRÓTY
Szpiglasowy Wierch na rozgrzewkę
W Tatrach byłyśmy już kilkukrotnie jako dzieci, a rok temu pierwszy raz wspólnie, wchodząc na Trzydniowiański Wierch, który także był dla każdej z nas rekordem wysokości osiągniętym podczas pieszych wędrówek.
Na „rozgrzewkę” przed Rysami wybieramy Szpiglasowy Wierch z podejściem i zejściem od Doliny Pięciu Stawów, aby trochę na łańcuchach powchodzić i poschodzić.
W sobotę po godzinie 7 rano dojeżdżamy na parking w Palenicy Białczańskiej i przeżywamy pierwszy szok. Stoimy w długim korku, aby w ogóle zaparkować; ludzi tłumy, aut masa. W końcu się nam udaje i wspólnie z innymi maszerujemy w stronę Morskiego Oka. No nie zaczyna się zbyt ciekawie, malowany w naszych głowach obraz męczących Tatr jak na razie się sprawdza. Po 30 minutach drogi odbijamy w prawo na szlak zielony w kierunku Doliny Pięciu Stawów, niestety połowa ludzi idzie tam gdzie my. Wędrujemy szybkim tempem, mijając kolejnych turystów i pochłonięte rozmową dochodzimy do skrzyżowania ze szlakiem czarnym, na który właśnie odbijamy w lewo w kierunku schroniska w Dolinie Pięciu Stawów. Pniemy się w górę coraz bardziej stromym szlakiem, aż w pewnym momencie widzimy, że sporo osób wyciąga telefony i zastyga… Odwracamy się i naszym oczom ukazują się strzeliste, skaliste szczyty wyłaniające się zza unoszącej się gęstej, porannej mgły. Magia!
Pierwsze widoki dodały nam jeszcze więcej energii i w niecałe dwie godziny od parkingu dochodzimy do schroniska. Ludzi oczywiście masa, ale widoki pozwalają nam o tym tłumie zapomnieć. Niesamowity, malowniczy krajobraz. Delektujemy się chwilę i ruszamy dalej szlakiem niebieskim w kierunku Szpiglasowego Wierchu.
Na szczęście spora część turystów kończy swoją wędrówkę właśnie na Dolinie Pięciu Stawów więc im dalej od schroniska, tym ludzi mniej. To lubimy! 🙂 Mijamy kolejne stawy, aż po około 20 minutach dochodzimy do rozwidlenia, na którym skręcamy w lewo na szlak żółty, którym dojdziemy na Szpiglasową Przełęcz. W miarę pokonywania kolejnych wysokości, roślinność robi się coraz rzadsza, aż w końcu znika, a w otaczającym nas krajobrazie dominują skały. Podejście jest dość intensywne, ale panorama, która rozpościera się z każdym kolejnym krokiem motywuje do dalszej wędrówki, a na przemian unosząca się mgła jeszcze potęguje wrażenia.
Chwilę po przekroczeniu granicy 2000 m napotykamy łańcuchy, których nieco się obawiałyśmy. Pokonujemy je jednak bez żadnych problemów. Podejście szacowane według znaków na 1 godz. 50 minut, my pokonujemy w niecałą godzinę. Tempo mamy dziś zawrotne! Kilka minut marszu i meldujemy na Szpiglasowym Wierchu. Delikatny wietrzyk, mocne słońce i fenomenalna panorama ze szczytu. Mimo wszechobecnego tłumu wrażenia są wspaniałe!
Schodzimy taką samą drogą, szczególnie uważnie pokonując odcinek z łańcuchami, którymi zdecydowanie gorzej jest schodzić niż wchodzić. Schodząc, mamy ciągły widok na malowniczą Dolinę Pięciu Stawów. Przy schronisku i w środku kolejki ogromne, więc dokańczamy nasze zapasy i wracamy na parking szlakiem czarnym, zielonym i następnie asfaltową drogą. To był cudowny dzień!
Palenica Białczańska – Dolina Pięciu Stawów – Szpiglasowy Wierch – Dolina Pięciu Stawów – Palenica Białczańska – szlak czerwony, zielony, czarny, niebieski i żółty – ok. 23 km
Suma podejść: 1400 m
Czas: 9 godzin
Poziom: trudny
Spokojna niedziela w Brzegach
Piękną, słoneczną niedzielę spędzamy dość leniwie penetrując okoliczne lasy i polanki, aby zebrać siły na poniedziałkowe wejście na Rysy. Mamy także czas na krótką, górską sesję zdjęciową na tle gór naszego wspólnego projektu marki odzieży dla dzieci, a niebawem także dla kobiet, tulilas. Ideą marki jest tworzenie prostych wzorów w jednolitych, stonowanych barwach nawiązujących do natury i dzikiej przyrody. Kolorystyka oraz nadruki inspirowane są prawdziwymi historiami prosto z górskiego lasu. Wszystkich fanów gór, lasu i ogólnie natury zachęcam do zapoznania się z tą marką. Coś mi się wydaje, że produkty przypadną Wam do gustu. 🙂 LINK DO SKLEPU
Rysy
Poniedziałek, 6 rano, pogoda wymarzona, już trochę aut na parkingu, siła jest, motywacja też – zapowiada się piękny dzień! Żwawym tempem ruszamy do Morskiego Oka, a drogę umilają nam ryczące jelenie zwiastując, że czas rykowiska tuż, tuż. Po półtoragodzinnym spacerze, nieco nużącą drogą, docieramy do Schroniska PTTK przy Morskim Oku. Cisza, spokój, ludzi garstka, aż nie chce się wierzyć, że to to samo zatłoczone Morskie Oko! W schronisku chwila odpoczynku na kawę, słodycze i czas ruszać dalej.
Obchodzimy Morskie Oko, za którym po około kwadransie marszu, odbijamy w lewo, zgodnie ze szlakiem czerwonym. Tutaj też zaczyna się pierwsze mocniejsze podejście podczas dzisiejszego dnia, które jednak pokonujemy bardzo sprawnie i o godzinie 9 podziwiamy już Czarny Staw pod Rysami.
Obchodzimy Czarny Staw i w dole zostawiamy ostatnie znaki roślinności, a przed nami już tylko strome, skalne ściany i kamienie, bardzo dużo kamieni. Po półgodzinie drogi w dole odsłania się widok na dwa stawy – pięknie! Po kolejnych 30 minutach widzimy już łańcuchy, przed którymi postanawiamy chwilę odpocząć, bo podejście jest naprawdę bardzo wymagające.
Poziom adrenaliny wzrasta, do szczytu jeszcze długa droga, a łańcuchy rozpoczynają się już teraz. No ale nic, sprytnie stawiamy kolejne kroki i czasami łańcuchy są nam nawet zbędne, służą bardziej jako asekuracja. Niezbędne okazały się za to zakupione tuż przed wyjazdem, rękawiczki, które przy pokonywaniu łańcuchów były nieocenione. Tłumów na szczęście nie ma, choć im bliżej szczytu tym turystów schodzących coraz więcej, więc chwilami musimy przepuścić właśnie schodzących, ale nie jest to absolutnie problemem, a te chwile przeznaczamy na złapanie oddechu. Całe podejście z łańcuchami pokonujemy w nieco ponad godzinę,, aż dochodzimy do słynnej „Przełączki”, z której już tylko kilka kroków dzieli nas od wymarzonego celu.
Taaak, jesteśmy na dachu Polski! Wyżej się już nie da! 🙂 A przy okazji dwudziesty piąty szczyt Korony Gór Polski zdobyty!
Niesamowita radość, duma i satysfakcja, a widoki? Zapierają dech w piersiach! A do tego fenomenalna pogoda. Po prostu lepiej być nie może.
Aż nie chce się schodzić, ale w końcu i na nas przychodzi pora.
Tak jak zakładałyśmy, schodzenie jest zdecydowanie trudniejsze, także z uwagi na większy ruch – w tym czasie sporo ludzi dopiero wchodzi na Rysy więc chwilami musimy przystanąć, aby puścić ich na łańcuchach. Wpływa to także na nasz stan, bo pod koniec trasy z łańcuchami adrenalina puszcza i zaczynamy odczuwać już narastające zmęczenie. Na niebie pojawiają się też gęste, ciemne chmury, także z czasem trafiłyśmy idealnie!
Z Morskiego Oka na Rysy wejście zajęło nam trzy godziny, zejście także prawie tyle samo plus godzina na szczycie więc łącznie trasę pokonałyśmy w siedem godzin. Kolejka w schronisku skutecznie nas odstrasza więc po przybiciu pieczątki i krótkiej chwili odpoczynku ruszamy dalej w stronę Palenicy Białczańskiej. Po wejściu na parking spadają na nas pierwsze krople deszczu – czy natura mogła napisać dla nas lepszy scenariusz?
Teraz czas na krótkie świętowanie i zasłużony odpoczynek!
Palenica Białczańska – Morskie Oko – Rysy – Morskie Oko – Palenica Białczańska – szlak czerwony – ok. 25 km
Suma podejść: 1900 m
Czas: 11 godzin
Poziom: bardzo trudny
Tatry zrobiły na każdej z nas ogromne wrażenie: majestatyczne, wysokie, nieco przerażające i absolutnie wyjątkowe! Dostarczają sporej dawki adrenaliny, ale także niesamowitych widoków, a i łańcuchy okazały się nie tak straszne, jak przypuszczałyśmy. Ciężko porównać Tatry do innych polskich gór. Ciężko także porównać je z moimi ukochanymi Bieszczadami, bo po prostu są całkowicie inne. I choć moja bieszczadzka miłość nie została w żaden sposób zagrożona, to w Tatry wrócę bardzo, ale to bardzo chętnie.
Zobacz także: