Czy warto lecieć na Majorkę w styczniu?

Hmm znajdując loty w obie strony za 17 zł chyba warto :). W zasadzie myślę, że warto wtedy lecieć gdziekolwiek. Tak też było u mnie, kiedy zupełnie przypadkiem znalazłam na oficjalnej stronie Ryanaira loty do Palmy za 1,99 euro w jedną stronę. 2 euro za lot! Czy to jest możliwe? Tak, z tym, że wylot z Berlina, co nie specjalnie mnie zniechęciło (3,5 h z Wrocławia).

Bez wahania kupiłam bilety dla mnie i dwóch współtowarzyszek. Nawet jeśli się zmarnują to nie będzie szkoda 🙂 Szczęśliwie, się nie zmarnowały i spragnione słońca stawiłyśmy się w komplecie 13 stycznia na lotnisku w Berlinie.

 

Pogoda na Majorce

Pogoda na Majorce w styczniu waha się w przedziale od 12 do 16 stopni, a nocą spada nawet do kilku stopni powyżej zera. Nie mogłyśmy więc liczyć na jakiekolwiek plażowanie, jednak, jako zapalone górskie wędrowniczki, wiedziałyśmy, że nudzić się nie będziemy. Stopniowo, odkrywając mapę Majorki, stało się jasne, że głównym celem naszego wyjazdu będą niezwykłe góry Serra de Tramuntana położone w północnej części wyspy. Pasmo ciągnie się na północny-wschód od stolicy Palmy aż do wybrzeża przy Port de Pollenca.

Spragnione ciszy, natury i spokoju zdecydowałyśmy się szukać noclegu właśnie w tej okolicy, z dala od imprezowej Palmy. Wybór padł na Apartamentos don Miguel w Port de Pollenca.

 

Noclegi na Majorce zimą

Wybór stosunkowo tanich miejsc noclegowych, z racji zapewne też bardzo niskiego sezonu, nie był zbyt duży. Większość hoteli i apartamentowców była po prostu zamknięta. Trafiłyśmy jednak bardzo dobrze. Nasz apartament był bardzo ładnie urządzony, czysty i przestronny. W mieszkaniu był salon połączony z aneksem kuchennym i jadalnią z balkonem, łazienka oraz osobna sypialnia, również z balkonem. Lokalizacja fantastyczna: 3 minuty do plaży i głównego deptaka prowadzącego do centrum Port de Pollenca (15 min spacerkiem). Z ogromnych okien rozpościerała się fenomenalna panorama pobliskich wzniesień, a z drugiej strony wyłaniały się błękitne wody zatoki Morza Śródziemnego. Wszystko na plus! Jedynie wchodząc do chłodnego mieszkania trzeba było uzbroić się w cierpliwość, czekając aż nawiew z klimatyzatora wystarczająco nagrzeje pokoje. Do łazienki niestety ciepło nie dochodziło… Poza tym nocleg godny polecenia.

CENA: 850 zł za 4 noce (max. 4 osoby). U nas wyszło po 283 zł/os.

 

Transport na Majorce

Zachęcone atrakcyjnymi promocjami wypożyczalni samochodowych (3 euro/dzień) nie miałyśmy wątpliwości czym będziemy się przemieszczać po wyspie, którą wszerz można przejechać w godzinę. Na miejscu doszły jeszcze koszty ubezpieczenia oraz depozytu za paliwo ( ok. 127 euro), który przy zdaniu auta z pełnym bakiem zostaje nam odblokowany. Łącznie wypożyczenie auta z koniecznym ubezpieczeniem kosztowało ok. 130 euro za 5 dni.

UWAGA! Ryanair zachęca do wykupywania dodatkowego ubezpieczenia wynajmu auta przez ich stronę, jednak na miejscu okazuje się ono całkowicie bezużyteczne. Niby tylko 10 euro, ale jednak.

Myślę, że poza sezonem wypożyczenie auta to jedyne możliwe rozwiązanie na zwiedzanie Majorki. Co prawda, widziałyśmy przez cały pobyt kilka autobusów, jednak planując eksplorowania dzikiej i naturalnej strony wyspy, transport publiczny nie wydaje się być optymalnym wyborem.

 

Palma de Mallorca – 2 godziny w stolicy

Z lotniska w Palmie wyjechałyśmy ok. godziny 16, miałyśmy więc 2 godziny do zachodu słońca, którego nie mogłyśmy przegapić podziwiając z okien lądującego samolotu fantastyczną pogodę. Na lotnisku przywitało nas ciepłe powietrze i bezchmurne niebo – na to czekałyśmy! Już wcześniej ustaliłyśmy, że prosto z lotniska udamy się właśnie na kilka chwil do stolicy. Auto zostawiłyśmy na parkingu niedaleko Katedry La Seu, której nie sposób nie zauważyć. Niespieszny spacer po centrum, wśród urokliwych, wąskich uliczek, świeży sok z niesamowicie soczystych pomarańczy i zachód słońca podziwiany sprzed katedry – tak właśnie wyglądało nasze wyjątkowo ekspresowe zwiedzanie Palmy. Cudowny początek wycieczki!

Ze stolicy do apartamentu w Port de Pollenca jechałyśmy spokojnym tempem niecałą godzinę. Już przed samym miasteczkiem, zahaczyłyśmy też o Lidla, zaopatrując się w świeże pomidory, pomarańcze, aromatyczne sery, oliwki, chorizo, a także oczywiście w hiszpańskie wino! Zapowiadała się pyszna kolacja!

 

 

Port de Pollenca & Cap de Formentor

Drugiego dnia obudziło nas piękne słońce i trzeszczące okna od niesamowicie silnego wiatru. Po leniwym śniadaniu udałyśmy się na pobliską, piaszczystą plażę oraz spacer do centrum portu. Ciężko powiedzieć coś o miasteczku… O tej porze roku było praktycznie całkowicie wymarłe, nie bez problemów znalazłyśmy zaledwie kilka czynnych restauracji, w których stołowali się albo tubylcy, albo Anglicy i Niemcy w bardzo podeszłym wieku. W porcie setki przycumowanych, imponujących jachtów, a na ulicach setki zaparkowanych aut. Tylko gdzie ich właściciele? Zapewne przyjadą, jak tylko zrobi się cieplej 🙂 Całkowity brak ludzi był w zasadzie tym co lubimy, czego szukamy, choć muszę przyznać, że wałęsając się po zmroku, chwilami czułam lekki niepokój.

Najważniejsze jednak przed nami, dziś w planach zwiedzane Półwyspu Formentor.

Cap de Formentor niejednokrotnie wprawił nas w osłupienie, a aparatu można było w zasadzie nie wyłączać! ZACHWYCAJĄCE WIDOKI! To absolutnie miejsce, które każdy przebywający na Majorce musi odwiedzić.

Droga z Port de Pollenca na sam koniec półwyspu zajmuje ok. 30 min – 16 km, jednak punkty widokowe znajdujące się co kilka kilometrów sprawiają, że na wycieczkę trzeba przeznaczyć 2-3 godziny. Sama trasa jest ekstremalnie kręta, a kilka zakrętów, zza których nieustannie wyłaniają się nowe, zachwycające panoramy, początkujących kierowców może przyprawić o atak paniki. Wrażenia dozowane są jednak powoli:

 

  1. Punkt na trasie wycieczki to Mirador El Colomer. Tutaj wysokie fale turkusowej wody co chwilę obijają strome, skaliste brzegi Wyspy, a gdziekolwiek się nie obrócimy dostrzegamy imponujące wzgórza Serra de Tramuntana, a w dole widzimy jeszcze miasteczko portowe Pollenca. Zjawiskowo!

 

Jedynie porywisty wiatr skłonił nas do powrotu do auta. W przeciwnym razie mogłybyśmy tu spędzić pół dnia…:)

Z tego parkingu można także wdrapać się na Heritage Tower, my jednak udałyśmy się dalej, w głąb półwyspu.

 

  1. Platja de Formentor. Ze wzniesienia Mirador el Colomer kręta droga prowadzi w dół, aż do plaży Formentor. Patrząc na ogromny parking możemy przypuszczać, że w sezonie są tu dzikie tłumy, jednak teraz stoją tu zaledwie 3 auta. Oprócz płynnego ruchu, dużym plusem zimowego zwiedzania Majorki są w większości darmowe parkingi. Po chwili przyjemnego relaksu, na, jak się okazało, jedynej bezwietrznej części półwyspu, ruszyłyśmy w kierunku Cap de Formentor.

 

 

  1. Cap de Formentor. Po drodze przystanęłyśmy jeszcze na parkingu przy, a w zasadzie nad, Cala Figuera, jednak obserwując z góry mocne fale zalewające większość plaży uznałyśmy, że nie ryzykujemy zejściem. Po kilku minutach drogi przed nami ukazał charakterystyczny taras widokowy z białą wieżyczką. Widoki z tego punktu widokowego przeszły nasze oczekiwania… Słowa są zbędne. Zobaczcie sami.

 

Droga powrotna obfitowała w kolejne, fenomenalne widoki. Tu w dole nasz Port de Pollenca.

 

UWAGA! Hiszpania „słynie” ze złodziei, którzy bardzo lubią sprawdzać co tam zostawili w autach turyści właśnie na licznych przystankach trasy na Cap de Formentor. UWAŻAJCIE! Cenne rzeczy miejcie ZAWSZE przy sobie, nawet wychodząc na minutę zrobić zdjęcie.

 

Góry na Majorce – Serra de Tramuntana

Większość osób kojarzy największą wyspę Balearów z pięknymi, piaszczystymi plażami i turkusową wodą. To całkowita prawda, plaże są ,jednak góry na Majorce także są, i to nie byle jakie!. Północno-zachodnia część wyspy zdominowana jest właśnie przez górski krajobraz pasma Serra de Tramuntana.  Najwyższy szczyt to Puig Major na wysokości 1445 m., który niestety nie jest dostępny dla turystów z powodu znajdującej się tam bazy wojskowej. Jednak, szczytów jest tu pod dostatkiem więc mamy w czym wybierać.

Serra de Tramuntana – praktyczne informacje i wskazówki:

Polecam zaopatrzyć się, już na miejscu, w mapę (ok. 15 euro), która według mnie jest niezbędna, aby bezpiecznie i sprawnie poruszać się po „szlakach”. No właśnie… Szlaki teoretycznie są, ale nie takie jakie znamy z polskich gór, a i wydaje się, że nawet mapa nie do końca odzwierciedla rzeczywistość, przez co dwukrotnie musiałyśmy na bieżąco modyfikować nasze górskie plany. Przy większych rozwidleniach zdarza się, że stoją tabliczki z drogowskazami, ale na próżno szukać tu kolorów szlaków oznaczonych na drzewach czy słupkach. Taki system tu nie funkcjonuje. Niejednokrotnie byłyśmy zmuszone do konsultacji z wędrującymi tubylcami, choć warto zaznaczyć, że w tygodniu możemy na trasie nie spotkać nikogo.

Jedyny napotkany słupek w górach.

Napotkani tubylcy korzystali w większości z mapy internetowej w swoim telefonie, więc może to jest jakieś rozwiązanie dla niektórych? Osobiście, preferuję tradycyjną, papierową mapę 🙂

 

Schroniska, sklepy i restauracje – schronisk kilka na mapie dostrzegłyśmy, na szlakach jednak nic podobnego nie miało miejsca, przynajmniej na wybranych przez nas trasach. Po drodze z Port de Pollenca do Port de Soller (60 km) trafiłyśmy może na dwie otwarte restauracje i jedną stację benzynową. Polecam zatem przygotowanie kanapek i termosu z ciepłą herbatką, choć zapewne w sezonie wszystko wygląda inaczej.

 

 

Serra de Tramuntana – TRASY

W góry wybrałyśmy się dwukrotnie: pierwszy raz na dość krótki trekking z Lluc, natomiast drugiego dnia planowałyśmy zdobycie Puig de Massanella, a następnie dotarcie do Port de Soller zahaczając o przydrożne punkty widokowe.

Lluc usytuowane jest w samym sercu gór, słynie z sanktuarium sięgającego czasów średniowiecznych. Krzyżuje się tu kilka szlaków, jest duży parking – to dobre miejsce do rozpoczęcia wędrówki. My ruszyłyśmy na kilkugodzinny, bardzo niewymagający, spacer w kierunku Refugi de Son Amer. Ostatecznie doszłyśmy na szczyt pewnej bezimiennej góry (u jej szczytu wdrapywałyśmy się już na czworaka po wysuszonej rynnie po strumyku :)), aby po chwili delektowania się przestrzenią i piękną pogodą, wrócić do Lluc tą samą trasą.

 

A poniżej kilka ujęć z próby zaatakowania Massanelli kolejnego dnia. Cudownie, prawda?

 

oraz powszechne i wdzięczące się do obiektywu pyszczki 🙂

Port de Soller

Niezwykle urokliwa miejscowość portowa, która słynie także z soczystych pomarańczy. Nie sposób było to przeoczyć, drzewa cytrusowe są tu wszędzie, na każdym podwórku. Spacer rozpoczynamy najpierw deptakiem, gdzie możemy podziwiać luksusowe jachty, aby następnie skręcić w boczne, wąskie uliczki, które oddają cały urok życia na Majorce.

 

 

Zachód słońca planowałyśmy podziwiać z pobliskiego punktu widokowego Faro Capgros. Wybór idealny.

Góry nad Port de Soller.

 

Tym zachwycającym spektaklem nasz czterodniowy pobyt na Majorce dobiegł końca. Mimo tego, że nie mogłyśmy doświadczyć części przyjemności, szczególnie kulinarnych (świeża paella czy rybka prosto z kutra) wciąż uważam, że lepiej jest pojawić się tu poza sezonem, kiedy życie płynie wolniej, nie jesteśmy przytłoczeni tłumami Niemców, a możemy chłonąć kulturę i codzienność tubylców korzystając ze słońca, którego nawet zimą nie brakuje.

Odkryj mapę i ruszaj na Majorkę!